Dariusz Stanaszek: Potrzebne są odważne decyzje
W sezonie 2018/2019 piłkarze GieKSy zasłużenie zagrają na zapleczu ekstraklasy. Tym samym po długich dziewięciu latach pierwsza liga wróciła do Jastrzębia-Zdroju. Powiedzieć, że ta niemal dekada była niełatwym okresem w dziejach jastrzębskiego futbolu, to jak nazwać umiarkowanie pesymistycznymi nastroje kibiców po pierwszym meczu Mundialu z Senegalem.
Chwilami bowiem bywało mniej lub bardziej tragicznie, a szczęśliwymi byli ci fani GKS Jastrzębie, którzy nie zdawali sobie z tego sprawy. Dlatego też pracę, jaką wykonano przy Harcerskiej, aby GieKSa wydostała się z lig pszenno-buraczanych i wróciła na salony polskiej piłki nożnej, należy określić jako tytaniczną. Nie przedłużając wstępu zapraszamy do dłuuuuuugiego wywiadu z prezesem Dariuszem Stanaszkiem. Porozmawialiśmy chyba o... wszystkim, dlatego naprawdę warto przygotować coś ulubionego do spożycia i oddać się lekturze.
- Na początek gratulacje za uzyskanie licencji na pierwszą ligę w pierwszym terminie.
Dariusz Stanaszek - Dziękuję. Mamy się z czego cieszyć, choć nie będę ukrywał, że w sprawach licencyjnych znacznie większy przeskok stanowi awans z trzeciej do drugiej ligi, gdzie wiele spraw należy przygotowywać dosłownie od podstaw. W przypadku licencji na zaplecze ekstraklasy sytuacja jest mniej skomplikowana. Dochodzi wprawdzie sporo kolejnych wymogów, jak kwestie infrastrukturalne, finansowe czy prawne, ale mamy już wówczas "papierkowe" filary w klubowej dokumentacji, stanowiące dobrą bazę do dalszych działań. Podchodzimy realnie do rzeczywistości. Wiemy, na co możemy liczyć i na co nas stać, a następnie staramy się w miarę możliwości realizować nasze plany. Nie proponujemy działań na wyrost i staramy się inwestować w przyszłość. Szastanie pieniędzmi w dłuższej perspektywie czasu zawsze kończy się źle.
- Na czym polega "nadzór finansowy" ze strony PZPN, którym został objęty nasz klub? Brzmi groźnie, ale z drugiej strony podobnym nadzorem objęci zostali obaj spadkowicze z ekstraklasy, czyli Sandecja i Nieciecza. Tragedii chyba nie ma.
- Oczywiście, że nie. Nie zmienia to jednak faktu, że taka sytuacja mnie nie cieszy. Nadzór finansowy wynika z tego, iż partner strategiczny naszego klubu, czyli Miasto Jastrzębie-Zdrój, nie jest udziałowcem naszej spółki akcyjnej. W naszym planie finansowym nie tylko nie możemy zadeklarować otrzymania dotacji z miasta na jakimś niebotycznym poziomie, ale wręcz należy bardzo ostrożnie oszacować wysokość ewentualnego wsparcia. Miasto jako udziałowiec lub właściciel klubu byłoby zmuszone potwierdzić, jaką kwotę przeznaczy na jego działalność. Wymagałoby to jednak przygotowania planu działania na kilka lat do przodu. Natomiast w przypadku wsparcia z zewnątrz, bo takowym jest dotacja, Urząd Miasta nie musi niczego potwierdzać, a PZPN otrzymuje jedynie naszą deklarację, że z tego źródła otrzymamy określone środki. Podobne problemy w tej kwestii mają zresztą również JKH GKS Jastrzębie i Jastrzębski Węgiel, które także nie wiedzą, na jaką sumę mogą liczyć. Powtórzę jednak, że sprawa "nadzoru finansowego" nie jest dla mnie powodem do radości. W przyszłości będziemy starali się uniknąć również tego zastrzeżenia ze strony Komisji Licencyjnej.
- ŁKS Łódź został objęty nadzorem zarówno finansowym, jak i infrastrukturalnym. Tymczasem nas ta druga kwestia tym razem nie dotyczy, choć litania narzekań na Stadion Miejski wydłuża się z każdym rokiem.
- Pod tym względem nie było żadnych problemów. Urząd Miasta, a przede wszystkim Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji z panią dyrektor Zofią Florek i wicedyrektorem Michałem Szelongiem od dawna trzymali rękę na pulsie. Wszyscy doskonale wiedzieliśmy, co należy zrobić, aby Stadion Miejski był gotowy na pierwszą ligę.
- Czy rok temu w Legnicy po awansie do II ligi był ktoś, kto na poważnie powiedział prezesowi Stanaszkowi, gdzie za dwanaście miesięcy może znaleźć się GieKSa?
- Tak, kibice i wiceprezes Paweł Duszyński (śmiech). Musielibyśmy tu cofnąć się do naszej pierwszej rozmowy sprzed trzech lat, gdy mówiłem, że nie ma sensu prowadzić klubu, jeżeli nie mamy postawionych wyraźnych celów oraz przygotowanej strategii do ich realizacji. Klub piłkarski nie jest zwykłą spółką, która działa w oparciu o zasadę, że dane działanie wywoła określony skutek. W sporcie na uzyskanie pożądanego rezultatu wpływ mają dziesiątki innych czynników, w tym przede wszystkim rywalizacja z innymi klubami. Nie zapominajmy, że wiele miast chciałoby mieć pierwszą ligę. Dlatego awans jest tak wielkim sukcesem.
- Gdy zimą tuż przed kolacją wigilijną pan prezes spojrzał na tabelę drugiej ligi, to myślał o problemie czy wyzwaniu?
- Oczywiście, że o wyzwaniu. Po prostu należało dostosować się do nowej rzeczywistości i zrobić wszystko, aby przygotować się do awansu i spełnić pierwszoligowe wymagania.
- W oficjalnych rozmowach nabieraliście jednak wody w usta. Trener Jarosław Skrobacz tonował nastroje, jak tylko mógł.
- Tak, ponieważ to jest sport i tu wszystko może się wydarzyć. GKS Katowice od kilku lat chce awansować do ekstraklasy...
- A teraz ekstraklasę w Katowicach widać tylko z jedenastych pięter, gdzie jest perspektywa na Sosnowiec.
- Dokładnie (śmiech). Nie jest tak, że nie liczyliśmy się z możliwością awansu, ale z drugiej strony należy pamiętać, że kilka miesięcy wcześniej graliśmy jeszcze poza szczeblem centralnym. Część piłkarzy łączy występy na boisku z normalną pracą na etacie. Trzech zjeżdża na dół na kopalni. Byli jednak i tacy, którzy zaryzykowali i postanowili skupić się wyłącznie na futbolu. Wielokrotnie powtarzałem chłopakom, że dla nas największym wzmocnieniem będzie sytuacja, w której piłkarze GKS Jastrzębie w stu procentach zajmą się sportem i nie będą zmuszeni myśleć o zapewnieniu swoim rodzinom bytu poprzez inną pracę. Dla części tych młodych chłopaków pierwsza liga będzie życiową szansą na pokazanie się w polskim futbolu.
Na cały wywiad z prezesem GKS-u, Dariuszem Stanaszkiem, zapraszamy na portal JASNET.PL.