Jarosław Skrobacz: Piąte miejsce? Nie spodziewaliśmy się
Zapraszamy na rozmowę z trenerem GKS-u Jastrzębie, Jarosławem Skrobaczem, m.in. na temat minionego sezonu oraz tego, czego możemy się spodziewać w kolejnym.
Piąte miejsce. Sukces?
Jarosław Skrobacz: Na pewno przed sezonem przyjęlibyśmy to w ciemno. Może nawet z jakimś niedowierzaniem, bo startowaliśmy do rozgrywek po kolejnym awansie. Były przed sezonem zmiany personalne, ale powiedziałbym, że dość skromne. Nie były one takie, jak w innych klubach. Początek też nie był obiecujący, bo mimo, że graliśmy nieźle, to punktów nie było. Ale przez pryzmat samej gry nie mieliśmy podstaw do tego, żeby się niepokoić. Wiedzieliśmy, że wcześniej czy później zaczniemy punktować. Ale szczerze mówiąc, nie spodziewaliśmy się, że skończymy tak wysoko.
Dość szybko się utrzymaliśmy, bo w zasadzie już po rundzie jesiennej było wiadomo, że wystarczy zdobyć tylko kilka punktów. Dzięki temu mogliśmy się przygotowywać i grać na wiosnę bez większej presji.
Teoretycznie tak, bo punktów mieliśmy sporo i do utrzymania trzeba było zdobyć kilka, może kilkanaście punktów. Jednak nie zwracaliśmy na to specjalnie uwagi. Naszym celem było też to, żeby jak najdłużej trzymać się czołówki. Nie zadowalałoby nas to, żeby skończyć na 12 czy 14 miejscu, tylko chcieliśmy być jak najwyżej w tabeli i o to graliśmy. Każdy mecz chcieliśmy wygrać, nie zawsze się udało, ale na pewno za każdym razem do tego dążyliśmy.
Z których meczów jest Pan najbardziej zadowolony? W których graliśmy tak, jak chciałby Pan, żeby GKS grał w każdym meczu?
Jeśli chodzi o rundę wiosenną, bo ciężko wracać do jesieni, chociaż wtedy też było kilka naprawdę bardzo fajnych spotkań, to bardzo dobrze zagraliśmy ze Stalą Mielec. Zarówno pod kątem taktycznym, jak i zaangażowania, podejścia. Stal była zdecydowanym faworytem, mieliśmy też w głowach trudny mecz w Mielcu. W Jastrzębiu byliśmy jednak zespołem zdecydowanie lepszym i wygraliśmy zasłużenie. To był taki mecz, o którym możemy powiedzieć, że tak chcielibyśmy wyglądać zawsze. Gdyby doszła jeszcze lepsza skuteczność, to byłoby bardzo dobrze.
A w drugą stronę? Które mecze były najsłabsze?
Pierwsza połowa w Głogowie to był dla mnie dramat i chyba nam zaszkodziło łatwe zwycięstwo w pierwszym spotkaniu na wiosnę z Odrą Opole. Nie najlepiej było też w Niepołomicach, ale tam były fatalne warunki, złe boisko, mieliśmy problemy kadrowe. Poza tym myślę, że nie było spotkań, w których rażąco odbiegaliśmy od rywala. Było kilka meczów, w których powinniśmy wyglądać inaczej, ale też nie przesadzajmy, bo sezon jest długi i nie ma zespołów, które utrzymują formę przez cały czas na najwyższym poziomie. Nie da się jednak ukryć, że czasami stabilizacji nam brakowało.
Przed sezonem doszło do nas sześciu nowych zawodników, w zimę pięciu i w zasadzie większość tych transferów była udana. Prawie każdy zawodnik wniósł coś do zespołu, a nie sprawdził się chyba tylko Łukasz Krakowczyk. Skuteczność transferów imponująca.
Łukasz to był wyjątkowy pechowiec. W przerwie zimowej, kiedy pracował na pełnych obciążeniach wydawało się, że idzie to w dobrym kierunku. Jestem przekonany, że walczyłby o miejsce w składzie na wiosnę. Niestety, przytrafiła mu się kolejna kontuzja i przerwa. Wiedzieliśmy, że po wypożyczeniu wraca do Piasta, więc patrzyliśmy bardziej pod kątem zawodników, którzy mogą u nas zostać, dlatego nie grał. Nasze możliwości organizacyjno-finansowe są, jakie są. Nie jest tajemnicą, że GKS Jastrzębie to nie jest eldorado finansowe, z drugiej strony dzięki różnym kontaktom różni zawodnicy może nie, że się garną do nas, ale chcą do GKS-u przychodzić. Ci zawodnicy, którym dajemy szansę, wykorzystują ją w większym lub mniejszym stopniu. Jeśli spojrzymy na każdą formację, od obrony, przez pomoc, po atak, to rzeczywiście, można powiedzieć, że były to trafione transfery.
Jest ktoś, kto po tym sezonie zasługuje na szczególne wyróżnienie po tym sezonie?
Jeśli tak, to w moich myślach i nie powiem tego publicznie. Cały zespół pracuje na to, żeby wygrywać. Oczywiście, może się zdarzyć, że jednostki w jednym czy drugim meczu przechylą szalę na naszą korzyść, ale cała drużyna musi na to pracować. I to nie tylko w pojedynczych spotkaniach, ale przez cały sezon.
Co nas czeka latem? Rewolucji raczej nie powinniśmy się spodziewać.
Możemy się spodziewać tego, co zawsze. Kilku zawodników odejdzie, bo wracają z wypożyczeń. Jeśli z którychś zawodników będziemy rezygnować, to ci piłkarze, którzy przyjdą za nich, muszą być wzmocnieniem. Przynajmniej z takim założeniem będziemy działać.
Głośnych nazwisk jednak nie możemy się spodziewać?
Nie powinniśmy się takich nazwisk spodziewać z jednego, prostego powodu - finanse. Poza tym, nasza polityka w klubie jest taka, że na dzień dobry nikt, kto przychodzi z zewnątrz, nie zarabia więcej od naszych zawodników, którzy już u nas są. Dzięki temu mamy fajną atmosferę i pilnujemy tego. Nie pozwalamy sobie na tworzenie kominów płacowych. Każdy, kto przychodzi do GKS-u, musi zacząć od jakiegoś pułapu i postawą na boisku udowadniać, że należy mu się coś więcej.
Krąży w środowisku piłkarskim taka opinia, że drugi sezon po awansie jest trudniejszy od pierwszego. Zgadza się Pan z tym, czy to tylko wyświechtane stwierdzenie?
Powiem tak. Drugi sezon na pewno będzie trudniejszy, jeśli odejdą od nas podstawowi zawodnicy, jeśli będziemy musieli budować zespół w oparciu o to, że pięciu, sześciu zawodników stracimy. Jeśli jednak uda nam się większość zawodników zatrzymać, a dodatkowo dokooptować do kadry zawodników, którzy zwiększą rywalizację i podniosą poziom, to dlaczego ma być trudniejszy? Jeśli będziemy szli do przodu, dołożymy jakikolwiek ułamek, żeby było lepiej, to lepiej będzie też na boisku.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Czy w związku z tym, za rok o tej porze będziemy się przygotowywać do baraży o ekstraklasę?
Apetyt na pewno rośnie, ale zawsze powtarzam, że trzeba trochę tonować i studzić nastroje. Jest tyle czynników, które wpływają na końcowy wynik, że czasami trudno cokolwiek wyrokować. Byłoby to nawet niepoważne. Ja liczę na to, że będziemy zespołem, z którym wszyscy w tej lidze będą się liczyć, i że będziemy w stanie odbierać punkty najlepszym zespołom.
Kto według Pana będzie kandydatem do awansu?
Na pewno Stal Mielec, gdzie wszystko od dłuższego czasu jest poukładane. Mają komfort pracy i na pewno będą szli w takim kierunku, że jeśli z kogoś zrezygnują, to na ich miejsce pozyskają lepszych, bo stać ich na to. Myślę, że obaj spadkowicze, Miedź i Zagłębie mogą dużo w tej lidze znaczyć. A pozostałe zespoły? Liczyć się powinno Podbeskidzie, Termalica, tradycyjnie GKS Tychy. Jeśli spojrzymy na nas, to przed sezonem klasyfikowano nas do walki o utrzymanie na przykład z Wartą Poznań, ale jak widać, nie zawsze pieniądze są najważniejsze.
Na koniec pytanie o to, co wydarzyło się w ostatniej kolejce minionego sezonu. Bardzo jest Pan zaskoczony ostatecznymi rozstrzygnięciami? Takie rzeczy zdarzają się pewnie raz na sto przypadków.
Łatwo teraz opowiadać i ktoś może powiedzieć, że jesteśmy mądrzy po fakcie. To nie tylko moja opinia, że spadek Katowic jest największym zaskoczeniem tej ligi. Z drugiej strony, jak może nie być, skoro klub o kilkunastomilionowym budżecie, na pewno jednym z największych w tej lidze, gdzie chyba tylko ptasiego mleka tam brakowało, bo mieli i mogli mieć wszystko, spada z tej ligi? Na pewno szok, ale nie spadli ostatnim meczem i ostatnią minutą z Bytovią. Spadli całym sezonem. Mogą mieć do siebie duże pretensje i pluć sobie w brodę, że wcześniej nie zapewnili sobie utrzymania. To też jest ważny element do przemyśleń na temat tego, jak budować zespół, jak to wszystko organizować, jak wydatkować pieniądze, gdy ma się ich - może - za dużo? To wszystko spowodowało, że GKS Katowice jest w II lidze.