Paweł Ściebura: Zespół to nie tylko nazwiska i finanse
Zapraszamy na rozmowę z trenerem GKS-u Jastrzębie, Pawłem Ścieburą, na temat zakończonej rundy jesiennej.
Gdy obejmował Pan GKS Jastrzębie na początku lipca, spodziewał się Pan, że będzie tak trudno?
Paweł Ściebura: Tak, bo sytuacja zespołu w tamtym czasie była ciężka i czekały nas mecze, które decydowały o utrzymaniu w pierwszej lidze, więc tak, wtedy się tego spodziewałem. Nie sądziłem natomiast, że kolejny sezon będzie aż tak ciężki, bo nie spodziewałem się aż tak dużych ubytków kadrowych i nie było proste połatanie tego wszystkiego. W końcówce rundy funkcjonowało to jednak chyba przyzwoicie.
Przed sezonem mówił Pan, że ma doświadczenie w sytuacji, gdy zespół gra cały czas na wyjeździe, bo podobnie było w Skrze Częstochowa na początku sezonu 2018/2019. Nie sądził Pan pewnie, że podobnie będzie także jeśli chodzi o wyniki.
Nie i nie życzę nikomu takiej serii. Teraz była ona dłuższa, bo w Skrze stanęło na sześciu meczach wyjazdowych z rzędu, a tutaj było ich trzynaście. Nie sądziłem, że znowu „uda” mi się zaliczyć taką serię, ale ponownie jakoś udało się z niej wyjść, aczkolwiek liczyliśmy na więcej.
Po meczu w Olsztynie przyszła seria dziesięciu meczów bez zwycięstwa, w trakcie której aż dziewięć razy ponieśliśmy porażkę. Nie było przez ten czas chwil zawahania?
Nie było, bo wiedzieliśmy, w jakim kierunku chcemy podążać i co chcemy z tym zespołem zrobić. Ciężko pracowaliśmy i wiedzieliśmy, że prędzej czy później się to obroni. Myślę, że ostatnie spotkania rundy jesiennej to potwierdziły, że wszystko poszło w dobrym kierunku.
Przed sezonem z zespołu odeszło dziewięciu zawodników, w tym kilku absolutnie podstawowych, a na ich miejsce pojawiło się trzynastu nowych graczy. Ile czasu trzeba, żeby praktycznie nowy zespół złapał filozofię gry trenera?
Mówi się, że potrzeba minimum sześciu miesięcy, żeby zespół zaczął funkcjonować według jakiegoś określonego schematu czy modelu gry. Sześć miesięcy, gdy jest to zespół obejmowany przez nowego szkoleniowca. A ile czasu potrzebuje zespół, który został objęty przez nowego szkoleniowca i jest nowym zespołem, z tyloma zmianami personalnymi? To pokaże czas, ale uważam, że w okolicy właśnie piątego, szóstego miesiąca zaczęliśmy funkcjonować w miarę przyzwoicie.
W pierwszej części sezonu były mecze, gdzie brakowało nam szczęścia, albo po prostu mieliśmy pecha, ale były też spotkania, gdzie wyglądaliśmy po prostu słabo, a te dobre i złe mecze dzieliło zaledwie kilka dni. Z czego to wynikało?
Wpływ na to miało wiele czynników. Raz, że zespół się zgrywał, a dwa, że kolejni zawodnicy dołączali do nas na różnym etapie przygotowań i rozgrywek, bo przecież kadra nie była od początku sezonu dopięta na ostatni guzik i niektórzy dołączali do nas już w trakcie sezonu. Tutaj należałoby się doszukiwać braku stabilności czy niestabilnego sposobu gry. To miało bardzo duży wpływ na to, jak wyglądaliśmy.
W trakcie sezonu pojawiały się pytania, dlaczego nie gramy dwójką napastników. Nie da się ukryć, że gdy Rumin i Szczepan pojawiali się obok siebie, to miało to pozytywny skutek, ale nie graliśmy tak zbyt często. Jak Pan na te głosy odpowie?
Nie uważam, żeby granie jednym czy dwójką napastników miało wpływ na to, jak ostatecznie zespół gra. Wszystko ma swoje plusy i minusy. Granie jednym napastnikiem powoduje, że mamy przewagę w środku pola i tutaj możemy więcej kreować. Dwóch napastników powoduje, że tej przewagi nie ma, natomiast pojawia się z przodu. Trzeba to wszystko wypośrodkować. Nie uważam jednak, żeby nasze ustawienie było defensywne. Wiele zespołów w Europie gra jednym napastnikiem i nikt nie mówi, że jest to defensywny futbol. Wszystko zależy od tego, jakie są zadania na boisku. Jeśli zespół załapie, o co nam chodzi, to nie będą się pojawiały dyskusje czy gramy jednym napastnikiem, czy dwoma. Ostatnie spotkania graliśmy jednym napastnikiem i w każdym z tych meczów, poza Sandecją, stwarzaliśmy sytuacje i zdobywaliśmy gole.
To jeszcze mała dygresja. Jakie jest Pana podejście do piłki nożnej i jaką grę Pan preferuję? Ofensywną, defensywną, czy może coś pośrodku?
Przede wszystkim trzeba dobrać taktykę do potencjału zespołu, a nie odwrotnie. Dobieranie taktyki nieadekwatnej do potencjału zespołu prędzej czy później kończy się katastrofą. Będziemy starali się dobrać do naszych zawodników taką taktykę, która pozwoli maksymalnie wykorzystać ich potencjał. Moje podejście do piłki jest takie, że zespół musi być przede wszystkim zdyscyplinowany i charakteryzować się doskonałą organizacją gry i dyscypliną taktyczną.
Czy takie podejście może być odbierane jako futbol defensywny?
Myślę, że nie do końca. Wszystko zaczyna się od dobrej organizacji gry w defensywie. Jeżeli jesteś dobrze zorganizowany z tyłu, łatwiej jest atakować, bo łatwiej też zabezpieczać się przed stratą. Dzisiaj piłka dąży do tego, że liczy się szybkość rozegrania ataku i szybkość operowania piłką po jej odzyskaniu, ale też zabezpieczenia się po jej stracie. W tę stronę zmierza futbol i będzie on oparty na dobrej organizacji gry w fazach przejścia, do czego my też dążymy. Nie chcemy, żeby to było utrzymanie na siłę. Będziemy chcieli mieć zespół szybki w ataku i dobrze zorganizowany w grze.
Z tym wiążą się zmiany personalne, które z pewnością w naszym zespole będą. Pytanie tylko, na jak dużą skalę?
Nie powiem o konkretnych personaliach, bo każdy chyba zdaje sobie sprawę, jakie są nasze możliwości organizacyjno-finansowe pod kątem rynku transferowego. Nie możemy sobie pozwolić na żadne szaleństwa, zarówno jeśli chodzi o pozyskiwanie zawodników, ale też w ich pozbywaniu się. Poza tym nie jestem zwolennikiem bardzo dużych rewolucji kadrowych. Zespół to nie tylko nazwiska i finanse, ale zespół to też relacje. Moim zdaniem ważniejsze są relacje w zespole i utrzymanie pewnej zespołowości. W tym kierunku pójdziemy. Na pewno jednak potrzebujemy wzmocnień w bloku defensywnym, bo straciliśmy 30 goli, czyli najwięcej w lidze. Wiele z nich padło po indywidualnych błędach czy stałych fragmentach gry i w defensywie tych wzmocnień będziemy szukać, bo zespół buduje się od tyłu, a my czasu na tę budowę mieliśmy niewiele. Po poprzednim sezonie największe ubytki były też właśnie w defensywie i musimy to uzupełnić.
Wracając jeszcze do wyników. Na początku sezonu były one takie, jakie były, ale na to złożyły się mecze wyjazdowe, a do tego terminarz, który ułożył się tak, że dopiero ostatnie spotkania graliśmy z zespołami, które są zamieszane w walkę o utrzymanie. Te mecze miały pokazać nam, w jakim miejscu jesteśmy i na co nas stać. W tych pięciu ostatnich spotkaniach zdobyliśmy 12 punktów, a lepiej punktującym w tym okresie zespołem w Fortuna 1 Lidze jest tylko Miedź Legnica. Z wyników możemy być zadowoleni, ale czy można powiedzieć, że zawodnicy „załapali” Pańską filozofię?
Uważam, że jeśli chodzi o sam sposób czy filozofię gry, zawodnicy już wcześniej momentami pokazywali, że wiedzą, o co chodzi, tylko nie szły za tym wyniki. Ktoś, kto zna się na piłce, kto ogląda te mecze i wnikliwie je analizuje, to chwalił i doceniał nasz zespół, tak jak to było po meczach przede wszystkim w Niecieczy czy Tychach, ale też po meczu w Łęcznej. Brakowało tylko dobrych wyników. Powiedzieliśmy sobie po meczu z ŁKS-em, że czeka nas pięć małych finałów, i że będziemy w nich walczyć o piętnaście punktów, w co bardzo mocno wierzyliśmy. Nie wyszedł nam mecz w Nowym Sączu i uważam to za wypadek przy pracy, ale w pozostałych spotkaniach zanotowaliśmy bardzo ważne zwycięstwa. Przebłyski dobrej gry było widać jednak już wcześniej.
Dzięki tym zwycięstwom wydostaliśmy się z samego dna tabeli i mamy siedem punktów przewagi nad ostatnią Resovią. Daje to jakiś komfort pracy?
Na pewno lepiej mieć siedem punktów przewagi niż dwa czy trzy albo zimować na ostatnim lub przedostatnim miejscu. Jakiś delikatny komfort jest, ale zachowujemy czujność i przygotowujemy się do okresu zimowego, żeby jak najlepiej go spożytkować i jak najwięcej automatyzmów i schematów wypracować. To będzie czas, gdzie można popracować w spokoju i bez presji wyniku czy rywali. Myślę, że będziemy bardzo dobrze przygotowani do rundy wiosennej. Spoglądamy przede wszystkim przed siebie, a nie za siebie, ale nie czujemy komfortu pracy pod kątem tego, że sytuacja jest stabilna, spokojna i nic nam nie grozi. Czujemy oddech Resovii na plecach, bo na pewno w Rzeszowie zrobią wszystko, żeby nas dogonić. My z kolei będziemy chcieli jak najszybciej uciec z tej strefy i zapewnić sobie większy komfort pracy.
Może to być o tyle łatwe, że 11 z 17 meczów rundy wiosennej gramy u siebie. Według Pana będzie to handicap?
Nie doszukiwałbym się w tej sytuacji handicapu, bo ten sezon jest bardzo dziwny, a pandemia wszystko przewróciła do góry nogami. Jak wyliczyli statystycy, teraz atut własnego boiska z tego punktu widzenia nie ma żadnego znaczenia. Będzie to miało znaczenie tylko wtedy, jeśli wrócą nasi kibice i będą mogli nas wspierać, bo to jest bardzo ważne. Tutaj bym się doszukiwał handicapu, natomiast jeśli kibice nie będą mogli wrócić na trybuny, to nie będzie to miało większego znaczenia. Jeżdżenie co kilka dni na wyjazdy jest jednak męczące i na pewno nie ułatwia zadania.
Najlepszy i najgorszy mecz tej jesieni w naszym wykonaniu?
Wydaje mi się, że najgorszy mecz zagraliśmy z Arką Gdynia. To spotkanie oddaliśmy praktycznie bez walki i większego pomysłu na grę. Był on w naszym wykonaniu fatalny. Jeśli chodzi o najlepszy mecz, to wskazałbym spotkanie w Niecieczy. Mimo, że to spotkanie przegraliśmy, to dominowaliśmy i stworzyliśmy sobie mnóstwo sytuacji. Graliśmy naprawdę bardzo dobrą piłkę i mimo porażki był to chyba nasz najlepszy występ. A z tych zwycięskich, wskazałbym mecz w Olsztynie. Mimo skromnego zwycięstwa, praktycznie przez całe spotkanie mieliśmy ten mecz pod kontrolą.
Jak chciałby Pan, żeby GKS Jastrzębie wyglądał wiosną?
Chciałbym, żeby był zespołem bardzo dobrze zorganizowanym i przygotowanym motorycznie. To jest w tej chwili moje największe marzenie. Piłka nożna jest dyscypliną dla ludzi inteligentnych i chciałbym, żeby mój zespół był inteligentny taktycznie i dobrze się poruszał po boisku.