Jest marzec 1989 roku. Jastrzębscy kibice na pierwszy mecz udają się w ok. 200 osób do zaprzyjaźnionych Katowic, gdzie miejscowy GKS rozgrywa mecz półfinałowy Pucharu Polski z Legią Warszawa. Gospodarze wygrywają 1:0, ale w rewanżu ponoszą porażkę 0:2 i odpadają z rozgrywek. Legia zdobywa później to trofeum, pokonując w finale Jagiellonię Białystok. Na swój pierwszy mecz po nowym roku nasi piłkarze udają się do Pyrlandii na spotkanie z Lechem, gdzie nocnym pociągiem jedzie ok. 30 kibiców GKS-u.
Wiadomo było, że po wcześniejszym niemiłym potraktowaniu fanów Lecha, w Poznaniu będzie ciężko. I faktycznie było. Od rana jastrzębianie buszowali po poznańskich lokalach. Przed meczem fani Kolejorza wykryli jastrzębskie grupki, które po kolei obrywały i traciły barwy. Jednemu zabrali flagę i szalik, ale żeby się nie martwił, założyli mu na plecy flagę Lecha. Gdy się trochę oddalił zaczęli krzyczeć, że ukradł im flagę i dostało mu się po raz drugi w krótkim czasie. Na sektorze zasiadło ok. 15 osób. Wywieszamy jedną flagę, choć po pewnym czasie musieliśmy ją zdjąć, żeby jej nie stracić. Kibice Lecha byli dość natarczywi i co chwilę ktoś z naszych obrywał. Reszta nie ujawniła się lub wcale nie dotarła na stadion.
Po zakończeniu meczu policja z korony stadionu odprowadziła nas do bram i zostawiła samych sobie. Jedyne, co nas uratowało tego dnia, to fakt, że w późnych godzinach wieczornych koszykarski Lech grał mecz o mistrzostwo Polski ze Śląskiem Wrocław i zaraz po meczu większość kibiców Kolejorza udała się na to spotkanie. My jeszcze w okolicach dworca kolejowego musieliśmy się kilka razy zrywać przed krewkimi fanami z Poznania. Piłkarze przegrali 0:3.
Drugi mecz to domowe spotkanie z Legią Warszawa, rozegrane w niedzielę, 19 marca, o godzinie 11:00. Fani stołecznej jedenastki pojawili się z samego rana i szlajali się po ulicach Zielonej i Turystycznej. Przed stadionem dwóch kibiców Legii miało skrzynkę piwa, które sobie spokojnie popijali. W sumie przybyło ich na mecz do Jastrzębia ok. 200, z paroma flagami i prowadzili dość głośny doping. Nasi kibice starali się pomóc GKS-owi fanatycznym dopingiem i chyba im się to udało, bo chociaż po golu Dariusza Dziekanowskiego Legia prowadziła 1:0, Bogdan Sak doprowadził do remisu i stadion oszalał z radości. Taki wynik utrzymał się do końca meczu, a na stadionie pojawiło się ok. 11 000 kibiców.
W trzeciej wiosennej kolejce mierzyliśmy się u siebie z Wisłą Kraków. Po atrakcjach w Krakowie, kibice Wisły mogli liczyć na atrakcje w Jastrzębiu. Pierwsza grupa kibiców z Małopolski, która pojawiła się na „Górnym”, musiała się salwować ucieczką aż do sklepu przy ul. Poznańskiej, bo jastrzębscy fani chcieli dobrać im się do skóry. Zamknęli się w sklepie, jednak zaraz pojawili się stróże prawa i kibicom Wisły się upiekło. Kolejni fani z Krakowa przybyli z Zebrzydowic czerwonym autobusem. Razem było ich ok. 60-70. Był to jeden z lepszych meczów w pierwszej lidze w wykonaniu GKS-u Jastrzębie. Wygraliśmy 4:2 po hat-tricku Ryśka Krausa i golu Bogdana Saka.
Następnie w środku tygodnia, w nocy z wtorku na środę, w 19 osób udajemy się na wyjazd do Mielca. Jesteśmy tam z samego rana i błąkamy się po lokalach do godziny 17:30. Nasi piłkarze wygrywają pierwszy i jedyny mecz na wyjeździe w pierwszej lidze - 1:0 po golu Andrzeja Biczaka. My z czterema flagami. Po meczu w pociągu do Dębicy fani Wisłoki, którzy byli na meczu, kroją nas z trzech flag oraz paru szalików. Oberwało się nawet dziewczynie. Gościu z Wisłoki chciał się zreflektować i oddać Mireli szalik, ale ona stwierdziła, żeby go sobie wsadził w d…. Była to jedna z największych strat barw klubowych jastrzębskich kibiców w historii. Więcej stracili tylko po meczu z Walką Zabrze, gdy w sezonie 84/85 cieszyli się z awansu do II ligi. Wtedy w pociągu, na rzecz kibiców Górnika Zabrze, właściciela zmieniły cztery flagi.
Do sezonu 1971/72 piłkarze GKS Jastrzębie przystępowali w roli głównych pretendentów do awansu do III ligi. W pierwszych meczach nie zagrali jednak zbyt przekonywująco. Zwycięstwo i trzy remisy – taki dorobek po 4 kolejkach trudno było uznać za wymarzony. Na szczęście inni rywale również gubili punkty. W następnych spotkaniach jastrzębianie zaczęli radzić sobie znacznie lepiej. Wprawdzie do końca rundy przytrafiły im się dwie jednobramkowe porażki, ale nie miały one większego wpływu na pozycję GKS w tabeli. Podopieczni trenera Marcelego Strzykalskiego zakończyli rundę jesienną na drugim miejscu ze stratą 1 punktu do Płomienia Milowice. Ogólnie zespół musiał prezentować się dobrze, skoro prasa, zwykle nie szczędząca mu krytyki, teraz rozpływała się nad poziomem gry jastrzębian. Przede wszystkim znakomicie poradzili sobie z głównym rywalem – Płomieniem, którego pokonali u siebie 2:0. „Gospodarze zaimponowali dobrą kondycją, potrafili przyspieszać tempo gry i narzucić przeciwnikowi swój styl walki” – zachwalała jedna z gazet. Równie dobrze zagrali z innym groźnym przeciwnikiem – Zagłębianką Dąbrowa Górnicza. W ostatnim meczu rundy „bojowo walcząca drużyna GKS” pokonała gospodarzy 2:1.
Działacze nie kryli zadowolenia. Dał temu wyraz kierownik sekcji Stanisław Koczor, który udzielił krótkiego wywiadu dla prasy. Przedstawił w nim bardzo rzeczową analizę gry jastrzębian zwracając m.in. uwagę, że dwa niewykorzystane karne kosztowały nas utratę dwóch punktów, a co za tym idzie pozycję lidera. Ogólnie jednak pozytywnie oceniał postawę piłkarzy. Zapytany o przygotowania do rundy wiosennej, odparł, że „nie należy oczekiwać większych zmian” oraz, że „będziemy jeszcze intensywniej szkolić juniorów i trampkarzy”. Mimo to zimą sprowadzono kilku zawodników: Kokoszkę i Gawrona z Zagłębia Wałbrzych oraz Paszka i Gluzę z Kuźni Ustroń. Oprócz wspomnianych zawodników trzon drużyny stanowili: Poremba, Trąbka, Adamiec, Rzyska, Oleś, Trutwin, Wojtek, Potrawa, Majcherek, Maniurka, Gładyś, Twardowski, Kopiec, Grajner. Zespół przejął duet trenerski – Karol Okoń i Witold Wilczek.
Początek rundy wiosennej potwierdził, że Jastrzębie będzie głównym kandydatem do awansu. W pierwszym meczu GKS rozbił Victorię Częstochowa 4:2, a jedną z bramek zdobył debiutujący Edward Kokoszka. Zwycięstwo to pozwoliło wyprzedzić Płomień w tabeli. W kolejnych meczach GKS Jastrzębie kontynuował serię zwycięstw. W pierwszych 9 meczach rundy wiosennej wywalczył komplet punktów! Doliczając dwa spotkania z jesieni składało się to na niesamowitą serię 11 zwycięstw z rzędu. Szczególne powody do zadowolenia mieli kibice w meczu z Ruchem Radzionków, który otrzymał surową lekcję futbolu – jastrzębianie zaaplikowali rywalom aż 6 bramek, nie tracąc żadnej. Wysokie zwycięstwa odnieśli górnicy także w meczach z Zagłębiem Dąbrowa Górnicza (4:0) i Zgodą Bielszowice (5:2). W tym kontekście dość nieoczekiwanie seria 11 zwycięstw zakończyła się w Knurowie, gdzie jastrzębianie polegli aż 1:4. Mimo tej wpadki GKS nadal miał 5 punktów przewagi nad drugą Zagłębianką. Do końca sezonu piłkarze z Jastrzębia tej przewagi nie roztrwonili, choć zdarzyła się jeszcze porażka w Milowicach. W ostatnim meczu sezonu jastrzębianie pokonali Zagłębiankę Dąbrowa Górnicza 3:1 i przypieczętowali upragniony awans do III ligi. Z tego historycznego meczu szczęśliwie zachowało się kilka zdjęć. Publikujemy jedno z nich – przedstawia nasz zespół w gronie działaczy. Stoją od lewej: K. Okoń i W. Wilczek (trenerzy), J. Oleś, A. Potrawa, J. Wojtek, O. Gawron, K. Maniurka, B. Majcherek, S. Koczor (kierownik sekcji), W. Chlebik (prezes klubu, dyrektor KWK „Moszczenica”), A. Dulek (wiceprezes). Klęczą od lewej: E. Kokoszka, Z. Kopiec, H. Trąbka, T. Twardowski, W. Gładyś.
Zespół z Jastrzębia istniał na piłkarskiej mapie Polski zaledwie od dekady, a miał na swoim koncie już kilka awansów. Wspomniany już Koczor tak przedstawił atuty ówczesnej drużyny: „Naszym najsilniejszym atutem jest dyscyplina gry polegająca na konsekwentnym realizowaniu ściśle określonych założeń taktycznych w każdym meczu. Zespół odznaczał się również dobrym przygotowaniem kondycyjnym, bojowością i poprawnym wyszkoleniem technicznym. Nie posiadamy w drużynie wielkich indywidualności, lecz dążymy do tego, żeby mieć kolektyw w pełnym tego słowa znaczeniu”. Kolektyw, dyscyplina i przygotowanie fizyczne – te cechy jak ulał pasowały do górniczego charakteru drużyny.
Latem 1988 roku przez cały kraj przeszła fala strajków. Polacy chcieli uwolnić się od komunistycznego systemu. Pracownicy jastrzębskich kopalń strajkowali, przez co przełożony został mecz ze Stalą Mielec. Ja także strajkowałem w kopalni Jastrzębie, razem z większością załogi, która przystąpiła do strajku. W piątek wieczorem jednak przeskoczyłem przez płot (jak pewien elektryk z Gdańska), bo ktoś przecież musiał udać się za ukochanym klubem w daleką podróż do Stargardu Szczecińskiego, bo właśnie do tego miasta przełożono spotkanie z Pogonią Szczecin. W jastrzębskich kopalniach zostało tysiące strajkujących, a do grodu niedaleko Szczecina udało się nocnym pociągiem tylko pięciu fanów GKS-u Jastrzębie. Na stację w Stargardzie wjeżdżamy pociągiem z Poznania na jeden peron, a na drugi peron wjechał pociąg z kibicami Pogoni Szczecin. Było ich parę setek. Szybko ulatniamy się ze stacji, żeby się z nimi nie spotkać. Na stadion dociera jeszcze jeden fan GKS-u. Razem jesteśmy w sześć osób i wywieszamy flagę za jedną z bramek. Po drugiej stronie stadionu ulokowali się fani szczecińskiej Pogoni w około tysięcznej grupie. W czasie pierwszej połowy podchodzi do nas paru kibiców Pogoni i mówią, że mamy szczęście, że Jastrzębie też strajkuje i dlatego nie zostaniemy niemiło potraktowani. W przerwie doradzają jednak, żebyśmy ściągnęli flagę, bo inni nie będą tak uprzejmi. I faktycznie, w przerwie pojawia się ich więcej. Poznani wcześniej kibice Pogoni kierują ich do sklepu, że niby tam poszliśmy, choć my staliśmy cały czas obok nich. Po meczu stoimy za autobusem piłkarzy, którym udaliśmy się z nimi w drogę powrotną, a fani Pogoni przeszli z drugiej strony autokaru. Jakoś przeżyliśmy.
Po pięciu meczach wyjazdowych, przyszedł czas na domowy mecz Pucharu Polski z Olimpią Poznań. Pokonujemy rywali 1:0 po golu w 89. minucie Bogdana Saka i awansujemy do 1/8 Pucharu Polski. Kibiców z Poznania nie stwierdzono. Bardzo groźnej kontuzji nogi doznał w tym meczu obiecujący 18-latek, Dariusz Perzak, w starciu z dwoma zawodnikami Olimpii i przez parę miesięcy dochodził do siebie. W sobotę, 3 września, odwiedza nas drużyna Ruchu Chorzów z niebieską szarańczą kibiców. Jest ich około dwóch tysięcy. W tym czasie mają na Śląsku najwięcej fanów. W sumie kibiców na stadionie jest około 10 000, co w dzisiejszych czasach jest dla nas liczbą nieosiągalną. Niestety przegrywamy 0:3 i odejmują nam jeden punkt. W tamtym czasach za porażkę trzema bramkami odejmowano jeden punkt, a zwycięzcy jeden punkt dodawano. Fani Ruchu byli zadowoleni z kolejnej wygranej, co na koniec sezonu przyniesie im czternasty tytuł mistrza Polski. Paru kibiców z Chorzowa znalazło się po meczu w nieodpowiednim miejscu i musieli pożegnać się ze swoimi barwami. Po tym meczu nasza drużyna zajmuje ostatnią, szesnastą lokatę z minus jednym punktem na koncie i bilansem bramkowym 0:9. Z tego powodu na mecz do Łodzi z Widzewem udaje się tylko sześciu kibiców jastrzębskiej drużyny. Dwóch pierwszych, którzy pojawili się na stadionie, po wywieszeniu flagi, traci ją na rzecz łódzkich kibiców. Kolejna czwórka dochodzi później i raczej nie ujawnia się na stadionie. Piłkarzom udaje się osiągnąć pierwszy w sezonie punkt po bezbramkowym remisie i wyrównali stan punktowy w tabeli na zero. Trenerem od tego meczu został Stanisław Cygan. Działacze nie wytrzymali ciśnienia i twórcę awansu do I ligi, Ryszarda Dudę, zwolnili, bo dorobek minus jednego punktu w pięciu meczach nie przypadł im do gustu, a awanse w Pucharze Polski niewiele dały. Kolejny mecz to domowe spotkanie w Pucharze Polski z mistrzem kraju, Górnikiem Zabrze. Los nas fatalnie potraktował. Mecz rozpoczęliśmy jednak bardzo dobrze. W 14. minucie bramkę zdobył Krystian Zimnicki. Zabrzanie wyrównali jeszcze w pierwszej połowie, a w drugiej strzelili kolejne dwa gole i nasza pucharowa przygoda skończyła się na 1/8. Jest to trzeci najlepszy wynik w pucharach w dziejach jastrzębskiego GKS-u. Kibiców nielubianego w Jastrzębiu klubu pojawiło się około 200. Cieszyli się z awansu do ćwierćfinału, ale tam w dwumeczu nie sprostali Legii Warszawa.
Nam pozostała liga. Przełożony mecz ze Stalą Mielec okazał się pierwszym zwycięskim bojem GKS-u w pierwszej lidze. Na tym meczu pojawiło się znacznie mniej kibiców, bo tylko 4000, ale ci, którzy przyszli, nie żałowali i oklaskiwali zwycięstwo 2:0 po golach Leszka Powiecki z rzutu karnego i Bogdana Kuśmierskiego. Dwudziestu kibiców Stali Mielec musiało przeżyć gorycz porażki. O kolejnym meczu ligowym z Górnikiem Zabrze i innych spotkaniach w kolejnym numerze.
PS. Poszukujemy kibiców GKS-u Jastrzębie, którzy chodzili i jeździli na mecze wyjazdowe w latach 60., 70. i na początku lat 80. Chcielibyśmy dowiedzieć się o ich wyczynach i liczbach wyjazdowych. Szukamy także kontaktu z piłkarzami, którzy w tamtych latach grali w barwach GKS-u Jastrzębie. Kontakt przez redakcję oraz Marcina Boratyna z Galerii Historii Miasta (tel.: 515 001 168).
Strajkowicz